tr?id=505297656647165&ev=PageView&noscript=1 1000 kilometrów w jeden dzień na Hondzie CTX700
NAS Analytics TAG
NAS Analytics TAG
belka castrol

1000 kilometrów w jeden dzień na Hondzie CTX700

Długo pracowaliśmy nad przygotowaniem tego testu. Ale wreszcie nadszedł ten upragniony dzień. Zadzwonił telefon, a może przyszedł mail, że oto jest nasz pierwszy motocykl testowy, gotowy do drogi. Zostałem tylko uprzedzony, że jego przebieg wynosi… 1 kilometr. Słownie JEDEN.

Ponieważ w tym roku jeszcze nigdzie dalej nie wybierałem się motocyklem to możecie sobie wyobrazić, że radość moja była wielka. Wreszcie się człowiek na chwilę oderwie od tego wszystkiego. Mina mi zrzedła jak się dowiedziałem jaki to motocykl. Honda CTX 700! W automacie! 48KM! I ja mam tym cudem zrobić ponad 1000km jednego dnia? Słowo się rzekło, kobyłka u płota. Nie ma możliwości odwrotu.

Pojechałem odebrać motocykl i przez całą drogę dręczyły mnie złe myśli. Jak to będzie? Czy da radę? Czy ja dam radę? Przyglądałem się jakiś czas temu CTX 1300, bo jest on pochodną Pan Europy, a prywatnie ujeżdżam starą Europę 1100. No, ale to zupełnie inny motocykl. Przejrzałem informacje na stronie internetowej Hondy i odebrałem kluczyki. Motocykl stał przed salonem. Jak go zobaczyłem na żywo to uśmiech zagościł na mojej twarzy. Tak już mam, że koniec końców lubię jeździć na wszystkim. Ważne żeby warczało i poruszało się do przodu.

Motocykl prosto z pudełka. Pachnący nowością. Przekręcam kluczyk i … zaczynam się gubić. Nie ma klamki sprzęgła, nie ma dźwigni biegów. Czuję się dziwnie, a moja lewa ręka i noga wykonują dziwne ruchy. Przyciskam starter i pojawia się bardzo ładny dźwięk. Silnik ma dwa cylindry w rzędzie, ale brzmi bardzo przyjemnie. Mikrowibracje są praktycznie niezauważalne. Dopinam kask, wkładam rękawiczki i pojawia się zapach wypalających się elementów układu wydechowego. Tylko nowa maszyna rozsiewa takie zapachy.

Prawym kciukiem “wbijam” drive. Na wyświetlaczu pojawia się jedynka. Można jechać. Reakcja na dodanie gazu - idealna. Żadnych szarpnięć przy ruszaniu. Skrzynia pracuje w trybie drive, więc biegi są zmieniane bardzo wcześnie. Trochę mi to przeszkadza w tym motocyklu. W VFR 1200 też mi przeszkadzało. Mam jednak do dyspozycji również tryb sport. Moim zdaniem jest to optymalny wybór, jeśli chodzi o jazdę po mieście. Oczywiście mamy też możliwość zmiany biegów manualnie (dosłownie). Ale tego dokonujemy lewą ręką. Co ważne, w każdym trybie pracy skrzyni biegów można wymusić zmianę zarówno w górę jak i w dół. No chyba, że komputer stwierdzi, że obroty silnika są za wysokie lub za niskie. Wtedy nic się nie wydarzy. Jest to bardzo wygodne.

Zegary są bardzo czytelne, ale (zawsze jest jakieś ale) mogłyby przekazywać więcej informacji. Miejsce za kierownicą jest bardzo wygodne. Przez kilka skrzyżowań machałem tylko nogami w poszukiwaniu podnóżków. Są one, jak to w cruiserze, wysunięte do przodu. Generalnie jest to motocykl, do którego nie trzeba się przyzwyczajać. Wsiadasz i jedziesz. Lubię takie maszyny. Zacząłem się nawet uśmiechać pod kaskiem. Niepokój związany z osiągami motocykla i jego przydatnością do przejechania trasy 1000km ulotniły się dość szybko. Maszyna idzie za ręką.

Pierwsze plusy? Zawieszenie. Jak na tego typu motocykl świetnie trzyma się drogi i pozwala śmiało się składać w zakręty. Drugi wielki plus to hamulce. Z przodu jest tylko jedna tarcza, która robi robotę aż miło. Tyłu nie użyłem ani razu. Do tego świetnie działający ABS.

Motocykl odebrałem po południu w dniu poprzedzającym wyjazd, więc pokręciłem się trochę po mieście i zrobiłem pierwsze 100km. Po tym dystansie nie miałem już żadnych wątpliwości, że będzie nam razem dobrze przez 1000km. Musiałem tylko wykombinować dokąd pojadę. Hmmm słyszałem, że na pl. Zamenhofa można zjeść doskonałą zupę tajską. Może tam? Jak pomyślałem tak zrobiłem. Pojechałem do Szczecina.

5.00 to bardzo dobra godzina na wyjazd z Warszawy. Ulice puste, więc szybko można się wyrwać z miasta. Jeszcze tylko jedno zdjęcie wschodzącego słońca i już jestem na przelotowej. Plan miałem taki: Do Szczecina jadę przez Toruń, Bydgoszcz i Piłę, a wracam przez Gorzów Wielkopolski do autostrady A2. Jak wiadomo, plan jest to zbiór rzeczy które się nie wydarzą… Minąłem Łomianki i się zaczęło. Odcinek eksperymentalny, na którym łzy pojawiły się w moich oczach, a tyłek kilka razy oderwał się od siedzenia. Koszmar.

Pomyślałem, że zbyt wcześnie pochwaliłem zawieszenie. Okazało się jednak, że to nie jego wina. Ten odcinek z godziny na godzinę jest coraz gorszy. Całe szczęście gdzieś w okolicach Nowego Dworu Mazowieckiego sytuacja się poprawiła i jechało się gładko. Ponieważ motocyklem ruszyłem już z częściowo osuszonym bakiem to w okolicach Sierpca zrobiłem pierwsze tankowanie. Szybkie przeliczenie w pamięci dało bardzo dobry wynik. 4l/100km to całkiem dobrze. Niedługo po tankowaniu, w Lipnie przekonałem się jak dobrze działa układ hamulcowy w CTXie. Chwila zawahania jednego z kierowców katamaranów i klamka była zaciśnięta oporowo. Opona zaczęła piszczeć, włączył się ABS i … bez stresu zatrzymałem się tam gdzie chciałem. Jeszcze raz powtórzę, że hamulce są w tym motocyklu bardzo dobre, zawieszenie również, a ABS działa bajkowo. Dalej było już spokojnie. Do czasu.

Mniej więcej od Bydgoszczy zaczęły się mocne podmuchy wiatru, które zaraz za Bydgoszczą przerodziły się w bardzo silny, południowy wiatr. Dla mnie oznaczało to jazdę w przechyle i walkę z uderzeniami wiatru podczas mijania ciężarówek. Jazda stała się męcząca i niezbyt przyjemna. Cóż można było robić?

Kontynuując jazdę w przechyle dotarłem do obwodnicy Piły. Pozostało minąć Wałcz, Mirosławiec, Kalisz Pomorski i Recz, żeby znaleźć się w Suchaniu. Tu czekali na mnie koledzy z klubu Blue Knights. Na rynku spędziliśmy kilka chwil dyskutując na temat stylistyki CTXa. Opinie były skrajne z przewagą pozytywnych. Tego się obawiałem, że taki neo-cruiser nie każdemu przypadnie do gustu. Jednak wielu nieprzekonanych na pewno zmieni zdanie po pierwszej jeździe. Ruszyliśmy tempem patrolowym do Szczecina i po niedługim czasie zatrzymaliśmy się przed restauracją orientalną. Teraz można było spokojnie porozmawiać. Z CTXa przeszliśmy na inne tematy, a po zjedzeniu zupy pojechaliśmy na Wały Chrobrego. Siedząc w ogródku restauracji, patrząc na… nie, nie na morze, prowadziliśmy dalszą dyskusję na tematy motocyklowe. Przedstawiłem kolegom swoje wrażenia i stwierdziłem, że nic mnie nie boli. Po tym jakże krótkim spotkaniu ruszyłem w drogę powrotną, eskortowany przez kolegów.

Oczywiście mój plan powrotu przez Gorzów legł w gruzach. W zasadzie to sam z niego zrezygnowałem. Jazda pod wiatr, a później żeglowanie po A2 z silnym bocznym wiatrem to nic przyjemnego. Stwierdziłem więc, że wrócę po własnych śladach. I to była bardzo słuszna koncepcja. Teraz trzymałem przechył w prawo i niestety wiatr nie ustawał do samej Warszawy.

Na pierwszym tankowaniu po wyjechaniu ze Szczecina okazało się, że łańcuch wymaga przesmarowania. Co prawda jechałem przy pięknej pogodzie ale wynik ponad 500km na fabrycznym smarze jest całkiem niezły. Smarowanie nie jest łatwe w CTXie, bo nie ma on centralnej podstawki. Nie chciałem nikogo prosić o pomoc więc przetoczyłem sobie motocykl po terenie stacji benzynowej. Użyłem smaru Castrola. Muszę przyznać, że dużym ułatwieniem jest druga końcówka z dłuższą rurką, a sam smar jest bardzo dobrej jakości. Ma odpowiednią konsystencję i nie odrywa się od łańcucha. Do końca podróży nie musiałem się już zajmować zestawem napędowym.

W sumie przejechałem ponad 1000km.

Pod koniec trasy okazało się, że jednak jestem za wysoki na ten sprzęt. Myślę, że granicznym wzrostem, przy którym zawsze będzie wygodnie na CTXie jest 180cm. Tak czy inaczej, bardzo wysoko oceniam tę maszynę. Silnik pali mało. Spalanie cały czas oscylowało w okolicach 4l/100km. Gdyby nie wiatr byłoby pewnie pół litra mniejsze. Zawieszenie sprawdziło się bardzo dobrze. Kanapa nie poczyniła spustoszenia, a hamulce urzekły mnie swoim działaniem. Oczywiście, gdyby to był CTX 1300 byłoby weselej i mniej trzeba by wciskać guzików przy wyprzedzaniu. Tu muszę powiedzieć, że pod koniec podróży gdy byłem już, co tu dużo mówić, zmęczony to operowanie skrzynią biegów zaczęło być kłopotliwe.

Wynikało to bardziej z nieprzyzwyczajenia i właśnie zmęczenia niż ze złej konstrukcji. Lewa konsola po prostu wygląda jak kontroler do gier komputerowych. Kilka razy zamiast komuś podziękować za usunięcie się z drogi, trąbiłem.

Szczerze powiem, że ten motocykl bardzo mi się spodobał. Uważam, że dla kogoś, kto chce mieć maszynę w miarę allround to dobra propozycja. Oczywiście pod warunkiem, że jazda „nogami do przodu” jest komuś bliska. Myślę, że skrzynia biegów znajdzie wielu zwolenników. Zwłaszcza u kierowców z mniejszym doświadczeniem. Mam wrażenie, że większość negatywnych opinii bierze się stąd, że nie jesteśmy przyzwyczajeni do takiego operowania przekładnią. Jednak po kilku kilometrach jeździ się coraz przyjemniej. CTX jest tez dobra alternatywą dla maxiskuterów. Wiele osób chce mieć mimo wszystko coś co bardziej przypomina motocykl niż skuter, ale na przykład chce jeździć w normalnych butach i normalnym ubraniu do pracy. Dzięki zastosowaniu przekładni automatycznej nie poniszczymy sobie butów o dźwignie zmiany biegów.

Czy chciałbym mieć CTXa? W wersji z kuframi pewnie tak. Głównie ze względu na silnik i skrzynię biegów. Niskie spalanie i komfort jazdy przekonały mnie. Podoba mi się to, że można nim bardzo sprawnie przemieszczać się po mieście i jednocześnie potraktować go jako maszynę do całkiem poważnej turystyki.

Castrol Chain Spray

na górę